Był sobie piękny, słoneczny dzień. Leżałem sobie w hamaku i czytałem książkę pt : " Mitologia grecka " Parandowskiego. Nagle zrobiło się ciemno. Usłyszałem dziwne odgłosy. Zaniepokoiłem się. Zacząłem się bać. Nawet pomyślałem sobie, że to pewnie zaćmienie słońca. Nagle pojawił się na niebie biały pojazd w kształcie talerza. Zaczął zbliżać się ku ziemi. Wylądował na moim podwórku. Wyszedł z niego dziwny stwór podobny trochę do psa. Był rudy, kosmaty, chodził na dwóch nogach, nie miał ogona. Zaczął się do mnie zbliżać. Podchodzi do mnie i pyta zwyczajnie po polsku :
Jaka to jest planeta ?
Ziemia ---- odpowiadam
Kim jesteś ? --- pyta stwór
Jestem człowiekiem. Nazywam się Dariusz Kamiński. Mam 20 lat. To jest miasto Łapy w Polsce na kontynencie europejskim ---- mówię
Ja jestem Alf. Pochodzę z Marsa. Wyruszyłem w podróż po kosmosie. W pewnym momencie zaczęło kończyć się paliwo. Musiałem wylądować tutaj --- mówi Alf
Na Marsie jest życie ? --- pytam
Tak. Oczywiście. Wszyscy jesteśmi takimi stworami jak ja --- mówi
Jakiego używacie paliwa ? --- pytam
To jest wodne paliwo. ---- mówi Alf
To będę mógł ci pomóc ? --- pytam
Oczywiście ---- odparł Alf
Macie jakąś cywilizację na Marsie ? --- pytam
Tak. Mamy jedno państwo-- miasto MASKOTKOLANDIA, które jest monarchią. Królem jest maskotka o imieniu Maderna. Żyjemy w zgodzie. Nie ma wojen. Ostatnio ziemianie zaczynają nas nękać. Szykujemy broń i chyba wyruszymy na podbój ziemi. --- mówi Alf
To super. Należy tę planetę zniszczyć. Jest ona plugawa. Ludzie się nienawidzą. Zabijają się nawzajem. Nie ma zrozumienia i tolerancji. Nie ma ludzkich uczuć. Chciałbym się stąd wynieść --- mówię
Czy mógłbym przenieść się na Marsa i zamieszkać tam ? --- pytam
Jasne. Na pewno cię wszyscy polubią ---- odparł Alf
Tylko się spakuję ----- odparłem
Poszedłem do domu. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy. Wziąłem: siostrzeńca Ernesta, radiomagnetofon, kasety, ubrania, psa Demona, kota Behemota. Rodziców nie było w domu. Napełniłem z Alfem bak statku paliwem i wyruszyliśmy. Opuściłem tę planetę i udałem się na Marsa.
CZĘŚĆ 2. OPOWIADANIE PT : INWAZJA MARSJAN NA ZIEMIĘ
Statek kosmiczny wylądował na Marsie, wysiadłem razem z Alfem. Doznałem olśnienia. Tak pięknej przyrody jeszcze nie widziałem. Czyste powietrze, zielone trawy i drzewa. Na tej planecie nie ma zwierząt. Wszyscy mieszkańcy są podobni do Alfa. Mają rudą sierść. Chodzą na dwóch nogach. Podobni są do psa. Wszyscy traktowali mnie przyjażnie. Czułem się jakbym był na Hawajach. Alf zaprowadził mnie przed oblicze króla o imieniu Maderna. Zamek miał architekturę gotycką. Był brązowego koloru i miał fosę. Król przyjął mnie gościnnie i zaproponował mi stanowisko generała. Byłem mu bardzo wdzięczny. Zamieszkałem w jego zamku. Opowiedziałem królowi o słabościach Ziemian. Mówiłem, że są oni słabi, tchórzliwi, pozbawieni ludzkich wartości. Zaczeły się przygotowania do wojny. Nie spodziewałem się, że Marsjanie mają karabiny, dynamity, rakiety i ogniste kule. Przygotowania dobiegły końca. Wszyscy wsiedliśmy w rakiety i ruszyliśmy na ziemię. I zaczeło się niszczenie. Zrzucaliśmy ogniste bomby na ziemię. Ziemianie osłupieli i nie wiedzieli co robić. Marsjanie nie mieli litości. Kolejne bomby spadały i paliły wszystko. Domy i ludzie płoneli. Nie było litości dla tych zgniłych ziemskich robaków.
Koniec z Ziemianami. ----- odparł król
Nareszcie będzie można żyć normalnie. ----- mówię
HURRAAA !!! ZWYCIĘSTWO !!! --- KRZYCZĄ MARSJANIE
Ta planeta zagraża kosmosowi. Swoimi ziemskimi truciznami truła atmosferę --- mówi król
Koniec z tymi gnojami. ---- mówię
Od tej pory żyję sobie z Marsjanami długo i szczęśliwie.
DIALOGIA -- opowiadanie dwuczęściowe
ostatnio nawet mainstreamowe media podniecały się fotką z marsa, na której widać humanoidalną postać. w redakcji SODOMY i GOMORY, na fotce dopatrzyliśmy się drugiej postaci, jakby odpoczywającej ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz